niedziela, 7 listopada 2010

Weleda pachnąca dziką różą

Uwielbiam zapach dzikiej róży. Od dzieciństwa. Pamiętam jak dziś, gdy razem z babcią zbierałyśmy płatki z dzikich róż rosnących w ogrodzie i pod lasem i jak potem babcia ucierała te płatki z cukrem w makutrze i pasteryzowała w słoikach... I jak potem cały dom pachniał latem, gdy używaliśmy tych cennych konfitur do drożdżowych rogalików pieczonych przez mojego dziadzia...
Mimo jesieni, moja dzika róża w ogrodzie postanowiła na nowo zakwitnąć i dziele się z Wami zdjęciem, które zrobiłam parę tygodni temu... Maleńki kwiatek nawet pachnie... bosko oczywiście...

Zważywszy na powyższe, chyba nikt się nie dziwi, że seria Weledy "dzika róża" wzbudziła moje wielkie zainteresowanie :) Weleda jest marką kosmetyków ekologicznych, z licznymi certyfikatami, w moim mniemaniu - dość ekskluzywna. Rzutuje to, oczywiście, na ceny... A ponieważ jestem z natury swej raczej centusiem krakowskim, jeśli chodzi o własne przyjemności (bo prezenty uwielbiam robić!), to ceny Weledy dość mnie odstraszały... A z drugiej strony zapach dzikiej róży kusił - bo oczywiście sprawdziłam w sklepie i kosmetyki te pachniały pięknie i bardzo naturalnie... Na szczęście trafiłam na wielkości podróżne i tak oto Weleda zagościła w mojej łazience i... w moim sercu... 

Wypróbowałam 3 kosmetyki z serii "dzika różą": 
  • kremowy żel pod prysznic
  • wygładzający krem na noc 
  • oraz wygładzające kapsułki z olejkiem z dzikiej róży
Jest to seria polecana zwłaszcza dla cery po 30-tym roku życia, ponieważ dzięki  olejkowi z nasion dzikiej róży i olejowi jojoba chroni skórę przed wysuszeniem i utrzymuje jej długotrwałe nawilżenie. Oprócz tego zawiera sporo innych wyciągów roślinnych (z rozchodnika purpurowego, skrzypu oraz mirty), które  pomagają w naturalnych procesach budowy skóry i zapobiega utracie jej witalności. 

Tyle o składzie i dobroczynnym działaniu ekstraktów z roślin, a teraz o zapachu: żel pod prysznic pachnie pięknie, odświeżająco, kwiatowo! A krem?... Też jest w nim bardzo wyraźna nutka dzikiej róży, czym nieodmiennie poprawia mi humor wieczorem, ale jest również mieszanina zapachów, która wydaje mi się... niepokojąca... Nie, absolutnie nie jest to zapach nieprzyjemny, ale - dla mnie - niezidentyfikowany - i dlatego napawa mnie lekkim niepokojem :) Całkiem możliwe, że to zapach mieszaniny wyciągów roślinnych - rozchodnika, skrzypu, mirty - albo może któryś z nich dominuje? Zapach jest (dla mnie) roślinny, naturalny, trochę cierpki i nasycony... Inaczej wytłumaczyć nie umiem, radzę spróbować! Zwłaszcza, że krem ten bardzo przypadł mi do gustu - jest lekki, dobrze się wchłania, idealnie nawilża skórę, pozostawia ja miękką i przyjemną w dotyku. I wciąż mam nadzieję na działanie odmładzające, heh.

Kapsułki z olejkiem też są świetne! Używam ich na zmianę z kremem na noc. W jednej jest aż za dość olejku, aby dobrze się natrzeć. Zapach jest jeszcze bardziej intensywny, niż w przypadku kremu, "niepokojąca" nuta bardziej wyraźna. Świetnie nawilża, wręcz natłuszcza cerę, jako intensywna kuracja polecany jest przez producenta na noc, 1-2 razy w tygodniu.

Po wypróbowaniu tych 3 kosmetyków, następny na mojej liście jest krem Weledy pod oczy, choć z przykrością czytam, że ten jest bezwonny...

PS. Wiecie co to jest rozchodnik purpurowy? Ja nie wiedziałam, ale - jak zwykle - wujek google wie wszystko...
Ciekawa informacja, którą o rozchodniku znalazłam, to to, iż ma korzeń w kształcie buraka oraz niegdyś był rośliną leczniczą, a teraz niekiedy używany jest w medycynie ludowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz